Kontrast:
Czcionka: A A A

Duża rodzina to wyzwania i radość

Rodzina państwa Kowalewiczów należy do wyjątkowych. Czterech chłopaków i siedem dziewczynek – to bilans dziewiętnastoletniego związku pani Patrycji i jej męża Roberta. Sami przyznają, że aż tak licznej familii nie planowali, ale każde dziecko przyjęli z wielką miłością.

 

Jeśli  ktoś sobie wyobraża, że w tak licznej rodzinie panuje chaos jest w wielkim błędzie! Pani Patrycja fantastycznie rozdziela zadania pomiędzy swoje  pociechy. I nikt się nie buntuje, że przyszła jego kolej na wyjście z psem, czy pójście do sklepu.

Z gotowaniem nie ma najmniejszego problemu, ponieważ siedemnastoletnia córka Weronika uczy się w szkole gastronomicznej i przyrządza w kuchni prawdziwe cuda. – Sałatki oraz spaghetti w jej wykonaniu są wyśmienite! – zachwala pani Patrycja.

Kuchnia jest niewielka, ale bardzo funkcjonalna. Wszystko samodzielnie wykonał w niej pan Robert. – Mąż to złota rączka – mówi z dumą pani Patrycja.

Żeby zaoszczędzić, Kowalewiczowie sami remontują i tapetują.  – To też sposób na wspólne spędzanie czasu – uważają.

I mają rację, bo przy wspólnym dziele czas mija szybko i przyjemnie. A na koniec każdy członek rodziny, który zaangażował się w daną pracę, może być z siebie dumny.

Zadaniem dzieci jest utrzymanie porządku w swoich pokojach. I trzeba przyznać, że świetnie sobie z tym radzą, także te najmłodsze. – Oczywiście, że czasami muszę im kilka razy o tym przypomnieć, ale która mama nie musi? W każdym razie porządek to rzecz nadrzędna, bo w przeciwnym wypadku każdy by się o coś potykał – śmieje się pani Patrycja.

Święta zasada tego domu: „Przekąsiło się, to od razu po sobie pozmywaj”. Tym sposobem kuchnia zawsze lśni czystością.

 

Wspólny czas i uważność

 

Pani Patrycja nie ukrywa, że jak każda mama bywa potwornie zmęczona, ale nigdy nie odprawia swoich dzieci z kwitkiem.  – Nie zbywam ich, nie odkłam rozmów na później. Nie żałuję przytulania i pocałunków. Czas i uważność to coś, co daję im bez ograniczeń, bo wiem, że  na pewno zaprocentuje to w przyszłości – mówi. – Szkoda tylko, że w tygodniu tak rzadko udaje nam się spędzać wspólnie czas. Każdy ma swoje zajęcia, swój rozkład jazdy, starsi mają już przyjaciół i lubią z nimi wychodzić. Nadrabiamy za to w weekendy – dodaje.

 

Miłość jak z filmu

 

Historia ma naprawdę romantyczny początek! Był 2000 rok. W piękny, słoneczny dzień osiemnastoletnia wówczas Patrycja wybrała się z tatą na spacer. – Na ulicy tata spotkał znajomego i ucięli sobie pogawędkę. Znajomy przedstawił się jako Robert i na popołudnie zapowiedział się z wizytą w naszym domu – wspomina pani Patrycja.

Przyszedł o umówionej godzinie, ale bardziej niż kawa z tatą Patrycji interesowała go….młoda dama. – Oczarował mnie – uśmiecha się do wspomnień Patrycja Kowalewicz.

Tego wieczoru nie mogli się z Robertem nagadać. Mijały godziny, a oni poruszali kolejne tematy. O piątej nad ranem Robert zreflektował się, że za godzinę zaczyna pracę. – Myślałem, że takie rzeczy zdarzają się tylko w filmach. A ta dziewczyna tak mnie urzekła, że straciłem dla niej głowę – mówi.

Zaproponował Patrycji kolejne spotkanie, a ona z radością przyjęła jego zaproszenie na randkę. – Co tu dużo kryć, zakochałam się w nim bez pamięci – mówi.

 

Zaskakująca tajemnica

 

Zostali parą. Po kilku tygodniach Robert wyznał jej, że niedawno zakończył bardzo burzliwy i trudny związek. Na dodatek, po rozstaniu, okazało się, że jego była partnerka jest z nim w ciąży.

To był dla mnie szok. Ale nie jestem osobą, która niszczy cudze szczęście. Nie krzywdzę ludzi. Dlatego powiedziałam Robertowi, że jeśli chce być z tamtą kobietą, usunę się w cień – wyznaje pani Patrycja. – Robert jednak podkreślał, że tamten związek to już przeszłość, że czuje się przez tamtą kobietę bardzo skrzywdzony i nie ma żadnych szans na poprawę ich relacji. Maciej, syn Roberta, urodził się w listopadzie 2000 roku, ale była partnerka kompletnie odseparowała Roberta od syna. Wkrótce okazało się, że i ja jestem w ciąży – dodaje.

Patrycja i Robert pobrali się w kwietniu 2001 roku. To był skromny ślub cywilny, bo na wielkie weselisko zwyczajnie nie było ich stać. W maju na świat przyszedł ich pierworodny Kacper, a w 2002 roku urodziła się Weronika.

 

W zdrowiu i chorobie

 

Jej narodziny to chwila, w której przekonałam się o wielkiej miłości i oddaniu mojego męża. Poród córki odbył się normalnie, ale potem łożysko nie chciało się urodzić. Lekarz podjął decyzję o znieczuleniu oponowo-rdzeniowym i przeprowadzeniu zabiegu. Znieczulenie fatalnie na mnie podziałało. Rana po wkłuciu nie chciała się goić, a ja miałam tak silne zawroty głowy, że nie byłam w stanie utrzymać się na nogach – wspomina pani Kowalewicz.

Rozpaczała w obawie, że nie będzie w stanie zająć się dziećmi. Bała się, że je osieroci. Lekarze robili wszystko, by jej pomóc, ale kolejne próby okazywały się bezskuteczne. W końcu znaleźli metodę. Ryzykowną, bo zabieg mógł spowodować  paraliż. – Powiedziałam wówczas mężowi, że nie chcę być dla niego ciężarem i poprosiłam, żeby – jeśli zabieg się nie uda – oddał mnie do jakiegoś zakładu – wyznaje pani Patrycja.

Byłem oburzony tymi słowami! Nie chciałem o tym słyszeć! Powiedziałem, że cokolwiek się stanie, zaopiekuję się żoną i dziećmi – tłumaczy Robert Kowalewicz.

Tą  deklaracją udowodnił, że jest z Patrycją na dobre i na złe. W zdrowiu i chorobie. W radości i smutku. Na szczęście zabieg przebiegł pomyślnie, a ona zaczęła wracać do zdrowia. I jak każda kobieta stanęła do walki o godne życie dla swojej rodziny.

 

Walka o metraż

 

A miałam o co walczyć, bo w tamtych czasach mieszkaliśmy kątem u mojego taty. Mieliśmy do dyspozycji jeden pokój o powierzchni 15 metrów kwadratowych – mówi pani Patrycja. Rodzina złożyła wniosek o mieszkanie komunalne. – Trzeba było się za nim nabiegać, ale nie poddawałam się – tłumaczy kobieta.

W grudniu 2003 roku Kowalewiczom urodziła się córeczka Martynka, a w marcu 2004 roku doczekali się mieszkania komunalnego.

Z łazienki cieszyłam się jak dziecko! – śmieje się pani Patrycja. – I choć potem przyszło mi toczyć kolejne boje o zamianę mieszkania, bo w  starych kamienicach nieustającym problemem jest wilgoć, to na zawsze w moim sercu pozostanie tamta nieskrępowana radość na widok własnej łazienki – wyznaje.

Ich obecne mieszkanie ma ponad sto metrów kwadratowych i składa się z kilku pokojów. Każde dziecko miało wpływ na urządzenie swojego małego królestwa. I choć mają różne gusta, udało im się wypracować kompromis, bo w tak dużej rodzinie kompromis to magiczne słowo, które rozwiązuje wszelkie problemy.

 

Mnożenie przez dwa

 

Na początku 2006 roku na świat przyszyły bliźniaczki: Małgosia i Asia. Okazało się, że jedna z nich ma wadę serduszka. – Bardzo się wtedy bałam. Na szczęście wada nie zagrażała życiu. Bliźniaczki były prawdziwym wyzwaniem, bo wszystkie czynności mnożyło się przez dwa – mówi Kowalewicz.

W 2008 roku urodził się Karolek. Wtedy też do Roberta przyszło pismo z ośrodka adopcyjnego. Okazało się, że Maciek, syn Roberta z poprzedniego związku, tuła się po różnych instytucjach.

Zaproszono nas na rozmowę do ośrodka i zapytano, czy przyjmiemy Macieja.  Miałam już szóstkę własnych dzieci, bałam się, ale przecież ten chłopczyk potrzebował miłości i kochającej rodziny. Zgodziłam się, by z nami zamieszkał  – wyznaje pani Patrycja.

I tak ta wspaniała rodzina powiększyła się z dnia na dzień o kolejnego członka. Dzieciaki szybko się zintegrowały. Maciej był najstarszy, miał już 11 lat, zaimponował maluchom. Dziś jest już pełnoletni.

Oczywiście musieliśmy włożyć wiele pracy w to, by Maciej uwierzył w nas i w siebie. Był dzieckiem po przejściach. Na szczęście ja byłam cierpliwa, kochająca, ale jednocześnie bardzo stanowcza i wymagająca – uśmiecha się pani Patrycja.

Maciej wrósł w tę rodzinę i jest jednym z jej filarów. Opoką dla młodszego rodzeństwa. – To najlepszy brat, jakiego mogliśmy sobie wymarzyć – potwierdzają dzieci państwa Kowalewiczów.

 

Rozsądne planowanie wydatków

 

W  2010 roku urodziła się Ola, a po niej jeszcze Zuzia, Marysia, a w 2018 roku Franuś. – Ludzie patrzą czasami na nas spode łba. Szczególnie od chwili, gdy wszedł w życie program 500+. Zaglądają nam do portfela, a przecież 9 dzieci mieszkało z nami przed wejściem tego programu w życie i dobrze sobie radziliśmy. To nie jest takie trudne. Wystarczy rozsądnie planować wydatki. Małżonka jest w tym mistrzynią  – przekonuje pan Robert.

Jak przyznaje pani Patrycja, czasami jej dzieci spotykają przykrości ze strony rówieśników, bo tak duża familia budzi sensację.  – Tłumaczę wówczas dzieciom, że są ludzie, którzy marzą o potomstwie, a nas Bóg obdarzył liczną rodziną i powinniśmy to doceniać – wyznaje.

Sprzeczki w tej rodzinie się zdarzają, jak w każdej innej. Maluchy kłócą się o zabawki, najstarsi chłopcy kiedyś pokłócili się o….dziewczynę, bo serce zabiło im do tej samej panny. – Na szczęście wszelkie spory są szybko zażegnywane – przekonuje pan Robert.

Drużyna Kowalewiczów jest bardzo zgrana. Kochają wspólne spacery, wyjścia do kina i do restauracji. Latem szaleją nad jeziorem, wypoczywają na działce i urządzają sobie wycieczki rowerowe po okolicy. Zimą saneczkują i jeżdżą na łyżwach. – Jesienią  obowiązkowo grzyby. Nasze ostatnie grzybobranie było tak owoce, że zbiory można by liczyć w tonach – żartuje pani Patrycja.

W dniu Matki i Ojca Patrycja i Robert są obsypywani laurkami, słodyczami i  prezentami.

 

Skromniej, ale z troską

 

Kowalewiczowie są  razem od 19 lat. Kilka lat temu wzięli ślub kościelny.

To była wzruszająca uroczystość, bo były z nami nasze dzieci. Z Robertem byliśmy ze sobą w dobrych i złych chwilach. Zawsze mogliśmy na siebie liczyć. Mamy dziesięcioro wspólnych dzieci, a wychowujemy jedenaścioro. Nasza najstarsza córka Weronika została matką chrzestną najmłodszego Franciszka, a jego ojcem chrzestnym został Maciej. Wiem, że na tej dwójce mogę polegać jak na Zawiszy – uśmiecha się Patrycja Kowalewicz.

Udowodnili światu, że mimo nadmiaru obowiązków potrafią być świetnymi rodzicami. Ich dzieci dobrze się uczą, mają swoje pasje, osiągają sukcesy.

Nawet jeśli żyjemy nieco skromniej niż inni, dajemy sobie radę. Jednego jestem pewna: moim dzieciom dotąd nie zabrakło i nigdy nie zabraknie rodzicielskiej troski i miłości – podsumowuje pani Kowalewicz.