Kontrast:
Czcionka: A A A

Grosz do gorsza – oszczędzanie i przewidywanie

Kilkanaście lat temu jedna z najbardziej znanych i najpopularniejszych sieci sklepów oferujących artykuły audio, video i AGD ogłosiła, iż w pewną niedzielę nastąpi tzw. „Wielkie zamknięcie” sklepu. Jednocześnie zadeklarowała, iż tego dnia sklep będzie czynny do północy, a ceny większości dostępnych w nim produktów będą mocno obniżone. Ogłoszenie to spowodowało, że tamtej niedzieli, już od świtu (choć otwierano o zwyczajowej porze) pod sklepem kłębił się tłum klientów, a niektórzy z nich koczowali pod drzwiami wejściowymi od nocy poprzedzającej to „zamknięcie”. Gdy nadeszła pora otwarcia sklepu, stało pod nim „grubo” ponad 1000 osób. Prawdopodobnie zdecydowana większość z nich hasło „wielkie zamknięcie” zrozumiała jako zapowiedź likwidacji sklepu, którą uwiarygodniały owe znaczące przeceny. Kiedy drzwi zostały otwarte ludzie zaczęli pchać się do środka, gwałtownie napierali na siebie, a gdy już znaleźli się w środku pędzili na wyścigi po upatrzony przez siebie produkt, nierzadko wyrywając go sobie wzajemnie z rąk. W rezultacie doszło do stratowania paru osób i urazów w postaci złamanych kończyn, żeber, obrażeń twarzy i głowy oraz kilku omdleń. I możemy sobie tylko wyobrazić jak wielkie było zdziwienie i zdezorientowanie klientów, kiedy następnego dnia sklep otwarto jakby nigdy nic, tym razem w ramach tzw. „Wielkiego otwarcia”. Można się zastanawiać, czy sklep nie oszukał klientów, można nawet uznać, że sobie z nich zakpił. Niezależnie od intencji właścicieli i etycznej strony tej akcji z „Wielkim zamknięciem” jedno nie ulega wątpliwości: to sami klienci doszli do wniosku, że sklep zostanie zlikwidowany. Błędne rozumowanie spowodowało takie a nie inne ich zachowanie i decyzje zakupowe. Nic nie stało na przeszkodzie ku temu, by w dniach poprzedzających tamtą niedzielę po prostu zapytać obsługę sklepu, czy faktycznie przestanie on istnieć. Hasło „Wielkie zamknięcie” plus „magia” przecen wystarczyły, by ludzie dali się zmanipulować i podjęli oczekiwane przez właścicieli sklepu działania.

Kiedy indziej, w innym kraju zapytano ludzi, czy byliby skłonni podpisać petycję w sprawie wprowadzenia w UE całkowitego zakazu stosowania monotlenku diwodoru. Mówiono, że jest to bardzo groźny i szkodliwy związek chemiczny, powszechnie występujący w przyrodzie. Będący głównym składnikiem kwaśnych deszczów, „winowajcą” erozji gleby i niszczenia zabytków. Substancją, której dostanie się (choćby w niewielkiej ilości) do dróg oddechowych może spowodować bardzo ciężkie komplikacje zdrowotne, a nawet szybki zgon. Reakcja osób, z którymi rozmawiali ankieterzy była oczywista. Niemal wszyscy (prawie 80%) podpisali tą petycję, zdecydowana większość z nich była zszokowana usłyszanymi treściami i przerażona, że tak niewiele mówi się o tak groźnym związku chemicznym, który w dodatku znajduje się tak blisko człowieka. Podejrzewam, że większość z nas równie chętnie podpisałaby przedstawioną petycję, a nasze reakcje i zdumienie byłyby zapewne podobne. Na szczęście był to tylko eksperyment psychologiczny, który dobitnie pokazał skutki ignorancji naukowej i braku wiedzy, a także tego, jak bardzo jesteśmy podatni na odpowiednio sformułowany przekaz. Skłonni do podejmowania oczekiwanych przez kogoś decyzji i zachowań, zwłaszcza w sytuacji jakiegoś „zagrożenia”, czy zetknięcia się z czymś, czego nie znamy. Tyle tylko, że monotlenek diwodoru znamy wszyscy! Mało tego – jest on nam niezbędny do życia! A najlepsze jest to, że nasze ciało w mniej więcej 70% składa się właśnie z niego! Bo monotlenek diwodoru to nic innego jak chemiczna nazwa…wody!! Powiedzmy to sobie wprost: zapytani ludzie wyrazili zgodę na wprowadzenie powszechnego zakazu stosowania wody w krajach Unii Europejskiej! A uczynili to, ponieważ przestraszyli się przekazanych im wiadomości i obco/groźnie brzmiącej nazwy jakiegoś enigmatycznego związku chemicznego. Szkoda, że nie przyszło im do głowy zapytać ankieterów, czym jest ów niezwykle szkodliwy i śmiertelnie niebezpieczny monotlenek diwodoru. Tak jak ci klienci „zamykanego” sklepu ulegli sile odpowiednio sformułowanego przekazu i  presji własnych emocji, „wyłączając” krytycyzm, racjonalne myślenie, rozsądek i ciekawość poznawczą.

 

Dobre nawyki

Dlaczego o tym piszę? Jak to się ma do kwestii oszczędzania pieniędzy i przewidywania wydatków? Wbrew pozorom, każdy z nas ma w sobie dużo z tych klientów sklepu i „ofiar” ankieterów. Kto z nas dał się – choćby raz – nabrać na sztuczki związane z promocjami/obniżkami/przecenami czy wyprzedażą towarów? Zapewne wielu. Kto z nas – choćby raz – zrezygnował z zakupu czegoś lub wycofał się z kontaktu z jakąś rzeczą, tylko dlatego, że miała ona niezrozumiałą, nieznaną lub obco brzmiącą nazwę albo dziwnie wyglądała? Grono osób, które na to pytanie odpowiedziałoby twierdząco pewnie także jest spore. Zresztą, jeśli chodzi o nazwy towarów, czy też ich skład (w przypadku artykułów żywnościowych), to ogólnie musimy być bardzo uważni i krytyczni, gdyż często właśnie one decydują o naszych wyborach podczas zakupów. Nieprzypadkowo bardziej skłonni jesteśmy kupić coś w wersji „eko”, „light”, „soft”, „free”, „maxi”, „super”, „extra”, „ultra”, „XXL”, „long” czy „big” niż w „podstawowej” formie. Z kolei nieufność wobec „nowości”, „inności” czy bardzo „naukowo” brzmiących nazw czasami działa na naszą korzyść. Słusznie unikamy przecież wszelkich „konserwantów”, „emulgatorów” czy substancji oznaczonych literką E.

Tyle tylko, że producenci też o tym wiedzą i dlatego czasami nie umieszczają na etykiecie towaru owych „literek”, zastępując je chemicznymi nazwami, które w otoczeniu innych „swojsko” brzmiących nazw mają szanse zostać niezauważone! Podsumowując: istnieje uzasadnione podejrzenie, że daliśmy się kiedyś naciągnąć na zakup czegoś, co tak naprawdę wcale nie jest nam niezbędne do życia lub też kupiliśmy coś, co w „nowej” wersji zapewne nie różni się niczym od „starej” (dla przykładu większe paczki chipsów mają w sobie więcej powietrza a nie chipsów!) albo zrezygnowaliśmy z zaopatrzenia się w coś, czego zwyczajnie potrzebujemy do codziennego życia!

Za każdą z tych decyzji „stoją” nasze pieniądze, nasz budżet domowy, posiadane przez nas środki finansowe. Tym samym – każdy wydatek w oczywisty sposób wpływa na nasze możliwości oszczędzania. Dlatego tak ważne jest, by wyrobić w sobie nawyk stałego, systematycznego odkładania jakiejś kwoty, nawet – i najlepiej – niewielkiej na „wszelki wypadek” lub na określony cel.

Narzędzi oszczędnościowych jest wiele, możemy więc oszczędzać na co najmniej kilka sposobów. Najprościej można je podzielić na formalne i nieformalne. Do formalnych narzędzi oszczędnościowych zaliczamy między innymi: konto w banku, ROR, lokatę terminową, obligacje skarbowe, fundusze inwestycyjne, fundusz emerytalny czy też tzw. III filar. Są też narzędzia nieformalne, takie jak: gotówka, złoto, ziemia, biżuteria, dzieła sztuki, żywy inwentarz. W tym przypadku nie odkładamy więc pieniędzy „gdzieś”, tylko raczej zamieniamy je w „coś”, czego wartość rynkowa będzie rosła i co w dogodnym dla nas momencie i za bardzo dobrą cenę będziemy mogli sprzedać.

Bardzo ważną rzeczą jest zrozumienie istoty pojęcia „oszczędzanie”. Mam wrażenie, że w świadomości społecznej nie cieszy się ono zbytnią sympatią, gdyż nie wiedzieć czemu ludzie kojarzą „oszczędzanie” z utratą czegoś, rezygnacją, zubożeniem. Jest to jakiś paradoks, tym większy, że celem oszczędzania jest przecież zwiększenie naszych możliwości finansowych i posiadanych środków pieniężnych, a więc nie „strata”, tylko „zysk”! Problem zapewne polega właśnie na naszym podejściu do kwestii oszczędzania: generalnie nie mamy zbyt dużego zaufania do banków i nie jesteśmy zbyt cierpliwi. Na korzyści wynikające z oszczędzania trzeba czasem długo czekać. Odłożona suma potrzebuje wielu tygodni/miesięcy/lat by znacząco i wystarczająco dla nas „urosnąć”. Jeżeli więc decydujemy się założyć lokatę terminową, to powinniśmy najpierw wytworzyć w sobie gotowość do tego, by czekać, czekać, czekać… Jeżeli chcemy oszczędzać, ale jednocześnie mieć swobodny dostęp do odkładanych pieniędzy i móc z nich korzystać stosownie do potrzeb, możemy skorzystać z pomocy zwykłej skarbonki, czy też przysłowiowej „skarpety”. Tyle tylko, że wtedy musimy być bardzo zdyscyplinowani, by nie opróżniać tej skarbonki zbyt często i w zbyt dużym stopniu, gdyż inaczej nie zdołamy czegokolwiek odłożyć, a nasza skarbonka zamieni się w domowy „bankomat”.

 

Umiejętności „mądrego” oszczędzania

Wiemy już zatem gdzie i za pomocą jakich środków możemy oszczędzać pieniądze. Do pełni szczęścia pozostaje jeszcze nabycie umiejętności „mądrego” oszczędzania.

W tym miejscu warto uzmysłowić sobie kolejną rzecz: „mądre” oszczędzanie nie oznacza kupowania wszystkiego w mniejszej ilości lub płacenia pomniejszonych sum. Nie chodzi więc o to, by kupować pół chleba zamiast całego bochenka lub płacić połowy rachunku za czynsz! Chodzi o to, by wybrać taki sposób dokonywania zakupów i taką ich ilość, która spowoduje, że zakupione artykuły nie będą wyrzucane na śmietnik, bo się zepsuły, przeterminowały lub zostały niedojedzone, bo było ich zbyt dużo. Nie musimy więc rezygnować z zakupu słodyczy czy innych artykułów, których posiadanie lub konsumowanie jest dla nas przyjemnością, poprawia nam samopoczucie, stanowi jakąś rodzinną „tradycję” czy „rytuał”! Oszczędzanie zatem to nie „rezygnacja” z czegoś tylko zapobieganie „marnotrawstwu” (pieniędzy)!

Jeżeli już jednak chcemy z czegoś zrezygnować w ramach czynionych oszczędności, to niech będą to używki w rodzaju papierosów czy alkoholu! Taka decyzja na pewno poprawi kondycję naszą i naszego domowego budżetu. Nigdy natomiast nie powinniśmy oszczędzać w takich obszarach wydatkowych jak zdrowie, bezpieczeństwo, czy wszelkie obowiązkowe płatności! Możemy za to spróbować zmniejszyć je w inny sposób, poprzez renegocjację warunków umów zawartych z dostawcą prądu/gazu/Internetu/telewizji kablowej czy satelitarnej. Możemy także wymienić  żarówki na bardziej energooszczędne, założyć mierniki wody, zakręcać kaloryfery na czas, gdy nikogo nie ma w domu, wyłączać wszelkie urządzenia z trybu „czuwania”, gdy nikt z nich nie korzysta czy też zmienić nasze nawyki w zakresie korzystania z wody lub prądu, np. zamienić kąpiel na prysznic albo nalewać wodę do czajnika, w takiej ilości jakiej będziemy potrzebowali, a nie za każdym razem aż do „maxa”. To także jest oszczędzanie!

 

Przewidywanie wydatków

Z zagadnieniem oszczędzania wiąże się także kwestia przewidywania wydatków, a co za tym idzie odpowiedniego przygotowania się do ich poniesienia. Gdy już się pojawią nie będziemy nimi zaskoczeni, a dzięki przewidzeniu tego, że wystąpią, możemy zaoszczędzić na ich wysokości. Powie ktoś: nie wszystko da się antycypować! Nie jesteśmy przecież w stanie przewidzieć, że ktoś wjedzie w nasz samochód albo że któregoś dnia zepsuje się pralka/lodówka/komputer itp. Oczywiście, że nie jesteśmy w stanie tego zrobić. Jednak mając np. pralkę, która służy nam od wielu lat i sporo już „przeszła” zaliczając parę drobnych napraw, jesteśmy w stanie założyć, że prawdopodobnie dość bliski jest dzień, w którym całkowicie odmówi nam posłuszeństwa. Możemy przygotować się na jego nadejście. Zawczasu odłożyć jakąś sumę na pokrycie kosztów jej naprawy lub wymiany na nowy egzemplarz. Regularnie śledzić ogłaszane przeceny artykułów AGD i w dogodnym momencie dokonać zakupu. Koniecznie na dobrych warunkach i okresie gwarancji!

W życiu każdej rodziny są także pewne szczególne wydarzenia, o których wiadomo, że na pewno się zdarzą i na takie również jesteśmy w stanie (i powinniśmy) się przygotować. Nie trzeba być „prorokiem”, by przewidzieć choćby to, że nasze dzieci z początkiem września będą chodziły do kolejnych klas szkolnych, zaręczona córka czy syn zechce wziąć ślub i urządzić wesele, a zaniedbany dom będzie wymagał remontu.

Wystarczy po prostu pamiętać o tym, wytrwale gromadzić środki i szukać sposobów zaoszczędzenia wydanych kwot, bez poniesienia szkody na jakości zakupionych towarów czy usług. Nasz „uczeń” nie musi więc nosić do szkoły najdroższego piórnika w najdroższym tornistrze. Tort dla pary młodej czy dekorację sali weselnej być może jesteśmy w stanie zrobić sami. W zakresie remontu istnieje szansa, że część prac wykonamy własnymi siłami albo przy pomocy zaprzyjaźnionego „majstra” a nie wynajętej firmy. Przewidywanie tego, co da się przewidzieć  i adekwatne w sposobie i czasie do tego przygotowanie również zwiększy nasze oszczędności!

Wyróbmy więc w sobie nawyk szukania oszczędności, przy zachowaniu dbałości o zapewnienie odpowiedniego poziomu jakości tego, co chcemy kupić, zrobić lub zorganizować. Znajdźmy w sobie także cenną umiejętność przewidywania tego, co zdarzy się w przyszłości, zwłaszcza tej niedalekiej. Śledźmy także to, co dzieje się w kraju i na świecie. Częste z początkiem roku liczne podwyżki to ważny powód ku temu, by przyjrzeć się naszemu domowemu budżetowi i zastanowić, czy nie będzie potrzebne dokonanie w nim jakichś stosownych korekt i ulepszeń. Jeżeli usłyszymy o ogólnoświatowym kryzysie energetycznym, to możemy być pewni, że z czasem zaczniemy więcej płacić za żywność, gdyż wzrosną koszty jej produkcji i transportu. Tak samo będzie z cenami paliw, gdy „pójdą” w górę ceny ropy na najważniejszych giełdach. Prędzej czy później odczujemy to na sobie płacąc za paliwo na stacji benzynowej. Nie oznacza to jednak, że jesteśmy bezsilni. Co prawda nie zmusimy arabskiego szejka, by sprzedawał ropę taniej, ale ze sprzedawcą na osiedlowym rynku już możemy się potargować. Przede wszystkim jednak możemy wpłynąć na samych siebie, zmieniając na lepsze nasze nawyki w zakresie wydawania i oszczędzania pieniędzy, a także planowania i przewidywania wydatków. A to już będzie naprawdę coś!