Kontrast:
Czcionka: A A A

T Y L K O S I Ę N I E D E N E R W U J!

Któż z nas nie słyszał tych słów chociaż raz? Słuchaj, coś ci powiem, tylko się nie denerwuj! Nasza reakcja jest zazwyczaj wtedy dokładnie odwrotna: ręce zaczynają się pocić, serce bije mocniej, oddech niemal zamiera, z głowy uciekają słowa i zdolność myślenia czyli generalnie, mamy pełny zestaw objawów zdenerwowania i stresu. Jeszcze lepszym „zagajeniem” są słowa: lepiej usiądź, muszę ci coś powiedzieć…Mój znajomy w  takich sytuacjach zwykł odpowiadać: zaczekaj, może lepiej od razu się położę – po co mam potłuc się spadając z krzesła? Skąd się bierze taka paradoksalna reakcja? Dlaczego a priori zakładamy, że usłyszymy coś złego, przecież dobra wiadomość też może „zwalić’ kogoś z nóg? Czy możemy zatem przyjąć, że nie o wartość aksjologiczną spodziewanej wieści tu chodzi, tylko o to, w jaki sposób ktoś chce nam ją przekazać? A może jeszcze szerzej: chodzi o to, że reagujemy opornie na ten swoisty „rozkaz”, by się nie denerwować, na tę swoistą próbę zawładnięcia lub manipulowania naszymi emocjami? A może chodzi o coś jeszcze zupełnie innego? Pytania można mnożyć: dlaczego i po co się denerwujemy? W jaki sposób przekazywać komuś niepomyślne wieści? Czy zdenerwowanie jest nam potrzebne po to, by lepiej przyjmować takie informacje? Stres działa przecież mobilizująco, podnosi poziom adrenaliny, daje „napęd” do działania. W takim ujęciu słowa: tylko się nie denerwuj, wydają się być wręcz dobroczynnym „katalizatorem” naszej reakcji – przygotowania się na „najgorsze”.

 

W swoich rozważaniach nad „meandrami” ludzkiej psychiki chciałbym skupić się na dwóch aspektach: niekonsekwencji w modelowaniu zachowań w sytuacji stresu, „zagrożenia” oraz naszym podejściu do zagadnienia zdenerwowania i złości. Wyobraźmy sobie taką sytuację: widzimy nasze dziecko biegnące w kierunku ruchliwej jezdni, jesteśmy zbyt daleko od niego, by złapać je za rękę i mamy tego świadomość. Jak zareagujemy w takiej sytuacji? Najpewniej krzykniemy: stój! W tym jednym krótkim komunikacie słownym przekażemy dziecku informację o tym jak ma się zachować. Powiemy więc o tym co ma zrobić, a nie o tym czego ma nie robić! Wydaje się, że ewentualny komunikat: nie biegnij! byłby mnie skuteczny, nawet brzmi tak jakoś „słabiej”! Dlaczego więc do dzieci mówimy wprost o tym jak się mają zachowywać: stój, połóż, zostaw, zrób – czyli o tym jaki cel ma być osiągnięty poprzez wyegzekwowanie pożądanego zachowania, a dorosłym mówimy czego mają nie robić: tylko się NIE denerwuj, NIE bądź zła, NIE rób tego. W takich komunikatach nacisk kładziemy na uniknięcie jakiejś sytuacji, jakichś konsekwencji, na wycofanie się, a nie na cel! O co tu zatem chodzi? Może o to, że w relacji z dziećmi czujemy się silniejsi, więksi, mądrzejsi, mamy „władzę”, możemy „rozkazać”, ryzyko ewentualnego buntu jest nieduże? W relacjach z dorosłymi musimy natomiast partnerować, dogadywać się, negocjować, czasem ustąpić? A może to zależy od sytuacji? Być może w obliczu dużego, widocznego, realnego zagrożenia (ryzyko potrącenia dziecka na jezdni ) myślimy o tym co się stanie i dlatego reagujemy, szybko i wprost, a w sytuacjach obarczonych niewielkim ryzykiem tylko gdybamy sobie, nie chcemy żeby coś się stało i na wszelki wypadek podejmujemy jakieś działania zapobiegawcze: nie chcę żeby się zdenerwowała, więc powiem jej, żeby się nie denerwowała? Co w tym złego, że ktoś się zdenerwuje, to emocja jak każda inna! Nie chodzi przecież o to, by nie odczuwać złości tylko o to, by umieć sobie z nią radzić! Czy unikanie, zrobienie „kroku” w tył jest zawsze lepsze od postawienia „kroku” w przód i osiągnięcia celu? Chyba tylko nad przepaścią ma to sens…

 

No właśnie, a co z tą złością i zdenerwowaniem? Często mówimy, że coś nas złości, coś denerwuje; rzadziej mówimy: jestem zła, jestem zdenerwowana? Widzicie różnicę? Pierwszy komunikat umieszcza źródło złości poza nami, czyni go czymś zewnętrznym, autonomicznym, „rywalem”, z którym możemy walczyć i co najważniejsze – uwalnia nas od ryzyka poczucia winy: przecież to nie moja wina, że pojawiło się coś co mnie zdenerwowało. Drugi komunikat czyni nas odpowiedzialnymi za nasze emocje, za naszą złość;  zdenerwowanie czyni częścią nas, „częścią” z którą trudniej jest walczyć, bo przecież ciężko jest walczyć z sobą samym! To tak jakbyśmy dokonywali swoistego aktu autoagresji! A przecież jest jeszcze ryzyko, że nie my złością, ale ona nami zacznie „rządzić” i związane z tym „brzemię” poczucia winy, że się zdenerwowaliśmy i nie zapanowaliśmy nad sobą… Tylko się nie denerwuj – znów brzmi to paradoksalnie: nas zazwyczaj denerwuje „coś”, bo przecież nie my, ale od innych będziemy oczekiwali, że zapanują nad złością, która jest częścią ich!  A częścią nas to nie? Może więc lepiej mówić: słuchaj, jest coś co powinnaś wiedzieć, a co może Cię zdenerwować, chcesz teraz o tym posłuchać?  Nasz „biedny” słuchacz na pewno przyjmie to lepiej!