Kontrast:
Czcionka: A A A

Vaygu, Basi i Kula – czyli o obdarowywaniu siebie nawzajem w naszych związkach.

Dawno, dawno temu (to nie jest bajka, tylko prawdziwa historia) żyło sobie kilka plemion. Zamieszkiwały one archipelag wysp zachodniego Pacyfiku (Nowa Gwinea i sąsiednie wyspy). Ponieważ miały świadomość tego, że mieszkają na końcu świata, z dala od innych społeczności, dysponują ograniczonymi zasobami i zdane są tylko na siebie, postanowiły, że muszą trzymać się razem, bo dzięki temu, każdemu z plemion będzie łatwiej na tym świecie. Aby  słowo „ciałem się stało”, wprowadziły w życie zwyczaj „Kula” – rytuał polegający na wymianie przedmiotów, mających znaczenie symboliczne, obrzędowe, a z czasem i praktyczne. W tym celu, plemiona podzieliły rzeczy, które miały podlegać wymianie na dwie kategorie: „Vaygu” i „Basi”. W skład Vaygu wchodziły „Soulava” – naszyjniki  i „Mvali” – naramienniki. Basi były zaś tzw. darem zastępczym, który należało bezwzględnie ofiarować w sytuacji, gdy nie posiadało się odpowiednich Vaygu, przy czym Basi mogło być każdym przedmiotem, a nawet zwierzęciem domowym. Zadbano także o to, by zwyczaj Kula realizowany był w oparciu o ściśle określone zasady. Do najważniejszych z nich należały następujące reguły:

  • Vaygu musiały być jednakowej wartości, za daną rzecz plemię zobowiązane było oddać rzecz tej samej lub bardzo zbliżonej wartości.
  • Basi ofiarowano w sytuacji, gdy plemię nie posiadało adekwatnego do otrzymanego Vaygu. Ofiarowało wtedy coś możliwie najbardziej wartościowego, co nie było Vaygu, a w kolejnej wymianie zobowiązane było do „nadrobienia” powstałej dysproporcji, poprzez ofiarowanie odpowiedniego Vaygu.
  • „Raz w Kula, zawsze w Kula” – wymiana Vaygu była nieustanna i nie można było się z niej wycofać. Zwyczaj Kula był gwarancją więzi międzyplemiennych, dobrych relacji i bardzo ważnym elementem kultury tamtego regionu.
  • Za ofiarowane Mvali należało dać Soulavę i na odwrót.
  • Otrzymany przedmiot należało bez zbędnej zwłoki oddać kolejnemu plemieniu.

Z początku wszystko szło dobrze, plemiona bez trudu wymieniały się przedmiotami, Vaygu krążyły między wyspami i wszyscy byli zadowoleni, a w całym archipelagu panowała zgoda i pokój. Kłopoty zaczęły się, gdy po kilku latach jedno z plemion wręczyło drugiemu Basi. Powstał zator, następne w kolejce plemiona były rozczarowane, że otrzymały coś mniej wartościowego niż zazwyczaj. Używając współczesnej terminologii, powiedzielibyśmy, że w jednej chwili uruchomiły się dwa mechanizmy:

efekt domina – kolejne plemiona dostawały coś gorszego niż do tej pory oraz

spirala długu – by nadrobić wartość Basi w kolejnej wymianie, plemię musiało dać coś bardziej wartościowego niż w zwykłych wymianach, co uszczuplało jego zasoby i budżet.

 

Fakt, iż kilka plemion musiało ponieść taki wydatek, spowodowało, że w procesie wymiany, wszystkie plemiona wskoczyły na wyższy poziom cenowy, gdyż każde musiało dostosować się do otrzymanego Vaygu, które przecież było powiększone o wartość rekompensaty za otrzymane Basi. W rezultacie wymiana, która miała być czymś przyjemnym, wzmacniającym więzi międzyplemienne, stała się dla każdego z nich obciążeniem, z czasem coraz większym. Plemię, które ofiarowało rozszerzone Vaygu w kolejnej wymianie po ofiarowaniu Basi, w następnej wymianie miało jeszcze większy kłopot, by ofiarować odpowiednie Vaygu, ponieważ nie zdążyło w międzyczasie zebrać odpowiednich zasobów, a wartość Vaygu przecież automatycznie wzrosła! Zwyczaj, który miał budować jedność i tożsamość plemion zamieszkujących archipelag, stał się źródłem podziałów, niechęci  i wzajemnych pretensji. Plemiona znalazły się w sytuacji bez wyjścia: kontynuowanie wymiany na poziomie Basi skutkowałoby tylko narastaniem frustracji i wrogości, utrzymywanie za wszelką cenę wymian Vaygu (pomimo stale rosnącej ceny ofiarowanej biżuterii) spowodowałoby wyczerpanie zasobów i możliwości plemion, a tym samym biedę i głód. W efekcie plemiona, które miały świadomość, że razem będzie im łatwiej, które zrobiły wiele, by tę zgodę i międzyplemienne więzi wzmacniać, które wymyśliły niepowtarzalny, namacalny dowód dobrych chęci każdego z nich, element ich tradycji i kultury, wymagający ogromnych nakładów pracy, zaangażowania, środków i kosztów, a także uczciwości, odwagi i dyscypliny (plemiona dzieliły niekiedy setki kilometrów, a przedmioty wymiany dostarczano czółnem, które trzeba było wcześniej zbudować, a potem dbać o nie!) poniosły porażkę i popadły w konflikty, odosobnienie i biedę.

 

Zwyczaj Kula, opisany przez polskiego antropologa Bronisława Malinowskiego, był obiektem wielu badań i prac naukowych, do dzisiaj stanowi przedmiot dyskusji, analiz i dociekań przedstawicieli wielu dyscyplin naukowych, z ekonomią i psychologią na czele. Jest jednocześnie dowodem, że nawet w warunkach zgody, wzajemnego zrozumienia, wspólnych ustaleń i dobrych chęci, zawsze coś może pójść nie tak i obrócić porozumienie w ruinę, choć wszystkim wokół wydaje się, że niemożliwe jest, by coś nie wyszło.

 

Pytanie – „dlaczego im się nie udało?” również i dzisiaj brzmi bardzo znajomo… Bo, czy z naszymi związkami i relacjami międzyludzkimi nie jest czasami tak, jak z tymi plemionami i rytuałem Kula? Zapewne wielu z nas, usłyszawszy, że jakiś związek, małżeństwo – zakończyły się fiaskiem, powiedziało z niedowierzaniem: „Co?! To niemożliwe! To przecież była taka świetna para! Jak oni się kochali! Skoro im się nie udało, to…”

 

No właśnie, może i oni grali w Kula, wcale o tym nie wiedząc?… Spróbujmy odnaleźć jakieś analogie, a lepiej zrozumiemy obecną rzeczywistość.