Kontrast:
Czcionka: A A A

Priorytety w zarządzaniu budżetem domowym

Przed paroma laty jedna z ogólnopolskich sieci telekomunikacyjnych zrealizowała serię krótkich spotów reklamowych, w których główne role grały dwie maskotki imitujące serce i mózg. Toczone przez nie zabawne dialogi i przeżywane sytuacje były oczywiście tylko pretekstem do zaprezentowania kolejnych towarów i usług oferowanych przez tę sieć. Scenariusz zachowań obu maskotek był zazwyczaj taki sam: serce było rozgadane, łatwowierne, impulsywne, nieco chaotyczne i naiwne w zachowaniu, ale zawsze bardzo entuzjastycznie i pozytywnie nastawione o wszelkich pomysłów i działań. Rozum natomiast był spokojny, opanowany, raczej sceptyczny i do bólu racjonalny w swoich osądach, wypowiedziach i zachowaniu, z anielską cierpliwością tłumaczył poruszane sprawy i generalnie „hamował” ekspresję serca. Ze „zderzenia” tych dwóch, jakże odmiennych postaw i „osobowości” często wynikały bardzo ciekawe, urocze i nierzadko błyskotliwe pointy, a niektóre „teksty” z tych reklam już na stałe weszły do naszej potocznej mowy i słownika.

 

Mózg i serce

Zapyta ktoś: dlaczego o tym wspominam i co to ma wspólnego z zarządzaniem budżetem domowym? Wbrew pozorom: „ma” i to dużo! Zarządzanie budżetem domowym i ustalanie priorytetów w gospodarowaniu posiadanymi zasobami finansowymi jest bowiem niczym innym jak przeniesieniem „wojny” serca i mózgu na grunt ekonomii wydatków rodzinnych! Ta „wojna” toczy się nieustannie, w dodatku w różnych konfiguracjach. Weźmy na przykład taką trzyosobową rodzinę: małżeństwo z małym kilkuletnim dzieckiem. Rodzice zazwyczaj są skłonni wydawać pieniądze na coś zupełnie innego niż chce ich dziecko. Czasami nawet dziwią się, że ich pociecha marzy o tym, by kupić jej kolejny egzemplarz tej samej lalki lub samochodu albo jakąś – w rozumieniu dorosłych zupełnie zbędną i tandetną – „pamiątkę” z wakacji. Kto kiedykolwiek przeszedł się z dzieckiem po dowolnym nadmorskim deptaku albo po Krupówkach na pewno wie, o czym piszemy. Z kolei dziecko nie jest w stanie pojąć i zaakceptować, że nie może dostać upragnionej zabawki, bo w pierwszej kolejności trzeba zapłacić za jakiś – zupełnie abstrakcyjny i niepotrzebny z perspektywy kilkulatka – prąd czy gaz. Rozum i racjonalność dorosłych jest jak reklamowy „mózg”, emocje i beztroska dziecka to oczywiście „serce”. Nietrudno chyba odgadnąć, kto częściej wygrywa!

Podobną „wojnę” czasami toczą sami małżonkowie. Jedno z nich jest entuzjastycznie nastawione do jakiegoś pomysłu, z zaangażowaniem o nim mówi i  chce jak najszybciej zacząć go realizować. Drugie natomiast jest ostrożne, nieco zachowawcze i generalnie patrzy na sprawę zupełnie inaczej i na odmienne kwestie zwraca uwagę. Jedno z małżonków cieszy się jak będzie cudownie, ślicznie i wspaniale, a drugie pyta, ile to będzie kosztowało, jak długo potrwa i czy w ogóle jest konieczne. Sztandarowym przykładem sytuacji, w których obie postawy widać jak na dłoni są takie rodzinne przedsięwzięcia jak: remont i wykończenie mieszkania, kupno samochodu albo wybór miejsca na wakacyjny wyjazd. Tutaj też dość łatwo jest przewidzieć zwycięzcę toczonego sporu.

Najciekawsza jest jednak ta „wojna”, która toczy się wewnątrz samego człowieka. Chyba każdy z nas chociaż raz w swoim życiu kupił coś, co było ładne, miłe, urocze, „słodkie”, fajne, zabawne, śmieszne i… w ogóle niepotrzebne do codziennego życia. Dodatkowo czyniąc to z pełną świadomością, że wydaną sumę powinien był przeznaczyć na uregulowanie jakichś ważnych, terminowych płatności. W takiej „wojnie” najtrudniej jest wytypować jej rezultat, a zwycięzcy zmieniają się bardzo często, najczęściej zależy to od aktualnej sytuacji finansowej lub naszego humoru w danej chwili.

Nasuwa się zatem pytanie: kto powinien być zwycięzcą w tej odwiecznej „wojnie” serca z rozumem? Dobrej i jedynej słusznej odpowiedzi nie ma, wszak każdy z nas i każda rodzina jest inna. Żyjemy w różnych miejscach, w różnych warunkach, mamy odmienną sytuację finansową, potrzeby i zobowiązania, a poza tym jesteśmy wolnymi ludźmi, również w kwestii wydawania pieniędzy. Jeżeli jednak uznamy, że jesteśmy osobami dorosłymi, dojrzałymi, odpowiedzialnymi i świadomymi tego, że powinniśmy zapewnić naszym rodzinom, a zwłaszcza dzieciom spokojny byt, stabilność finansową i poczucie bezpieczeństwa (również materialnego), to w kwestii zarządzania budżetem domowym powinniśmy absolutne pierwszeństwo przyznać „mózgowi”, czyli podchodzić do wydawania pieniędzy w sposób rozsądny, rozumny, zgodny z określonymi priorytetami.

 

Priorytety finansowe 

Cóż zatem powinno być naszym priorytetem finansowym, na co w pierwszej kolejności powinniśmy przeznaczać posiadane środki?

W tym przypadku odpowiedź jest prosta: jeżeli chcemy uniknąć długów, narastających zaległości płatniczych, odsetek i kar umownych za niezapłacone rachunki, a w skrajnych przypadkach wizyt komornika, to przede wszystkim powinniśmy regularnie uiszczać wszystkie tzw. opłaty stałe, a więc te, które dotyczą takich kwestii jak: czynsz, woda, prąd, gaz, Internet, telewizja, telefony komórkowe, raty kredytu mieszkaniowego czy konsumpcyjnego. Dobrze jest obliczyć sobie ile to wszystko kosztuje nas co miesiąc i na „dzień dobry” taką sumę odkładać do osobnego „worka” i jak najszybciej dokonywać płatności. Możemy także na naszym koncie ustawić zlecenia stałe na te zobowiązania i wtedy będziemy mieli gwarancję, że nie powstaną żadne zadłużenia. Ci, co nie mają konta bankowego też nie są bez szans – trzeba jedynie być na tyle zdyscyplinowanym, by co miesiąc, któregoś dnia „zacisnąć” zęby i dokonać tych opłat przykładowo na poczcie. Nasze „serce” zapewne będzie wtedy bardzo nieszczęśliwe i zdruzgotane, ale pamiętajmy, w kwestii opłat stałych powinien zwyciężać „mózg”!

Jeżeli chcemy natomiast z czystym sumieniem uszczęśliwiać biedne „serce”, dobrze jest ustanowić drugi priorytet w naszym budżecie domowym: oszczędzanie. Nie chodzi tutaj o odkładanie jakichś dużych, poważnych sum czy zakładanie lokat (choć racjonalnie patrząc, jest to pożyteczny zabieg, zwiększający nasze możliwości finansowe i poczucie bezpieczeństwa), a systematyczne wrzucanie monet do przysłowiowej „świnki”. Każda, nawet najmniejsza suma ma tutaj znaczenie, gdyż z czasem uzbiera się jakaś większa kwota, którą – ku naszej radości – będziemy mogli przeznaczyć na zakup czegoś, czego posiadanie czy skonsumowanie sprawi nam wielką przyjemność. Myślę, że każdego z nas stać na takie systematyczne zasilanie skarbonki drobnymi kwotami, naprawdę warto to robić!

Trzecim priorytetem w zarządzaniu naszym budżetem domowym powinna być zapobiegliwość, a więc umiejętność przygotowania się na nieprzewidziane wydatki, związane np. z nagłą awarią pralki, samochodu, koniecznością zakupu jakiegoś sprzętu elektronicznego czy pokrycia kosztów choroby. Warto więc w sposób regularny, tak „na wszelki wypadek”, wytrwale odkładać konkretną sumę na specjalny fundusz, który moglibyśmy nazwać finansową „poduszką bezpieczeństwa”. Gdyby kiedyś faktycznie zaistniała konieczność wydania sporej sumy na jakąś dużą potrzebę, posiadanie takiej odłożonej sumy może okazać się czymś bezcennym, niemal ratującym nam życie. Także i tutaj musimy przyznać prymat „mózgowi”, choć „serce” będzie nas zapewniało, że taka przezorność jest niepotrzebna, bo na pewno nic nam się nie stanie i wszystko będzie dobrze! Myślmy w ten sposób, ale pamiętajmy, że „zapobiegać jest lepiej niż leczyć”!

Mamy nadzieję, że w tym krótkim tekście zachęciliśmy Państwa do refleksji nad posiadanym budżetem domowym i próby ustawienia w nim takich priorytetów, które zwiększą bezpieczeństwo finansowe. Osiągnięcie takiego poczucia, poparte racjonalnymi przesłankami sprawi, że w tej finansowej „wojnie” serca z mózgiem obie strony okażą się zwycięzcami!